![]() („Watoto wa Afrika” to w języku
|
Wystarczy zatrzymać się gdzieś w wiosce, w miasteczku, a nawet po prostu w polu
– od razu pojawi się gromada dzieci. Wszystkie nieopisanie oberwane. Koszuliny,
porcięta w nieprawdopodobnych strzępach. Za jedyny majątek, za jedyne pożywienie
mają małą tykwę z odrobiną wody. Każdy kawałek bułki czy banana zniknie pochłonięty
w ułamku sekundy. Głód wśród tych dzieci jest czymś stałym, jest formą życia, drugą
naturą. A jednak to, o co proszą, nie jest prośbą o chleb czy owoc, nie jest nawet
prośbą o pieniądze. Ryszard Kapuściński – Heban |
Boże Narodzenie 2006Przedstawiamy Państwu listy świąteczne od misjonarzy (część z nich – we fragmentach). Tworzą one pewnego rodzaju „mozaikę” dającą obraz akcji „Watoto”, a przy okazji – nieco informacji o miejscowych realiach i codziennej pracy misjonarzy. Zamieszczamy również tekst ks. Ryszarda Kusego (misjonarza z długim stażem w kilku krajach afrykańskich) opisujący święta Bożego Narodzenia „gdzieś w Afryce”. Na końcu tego zbioru listów i wieści z Afryki – głos z antypodów: list s. Bernadetty z Syberii. Kamerun:![]() Kongo Demokratyczne:![]() Rwanda:Boże Narodzenie w NyakinamieOd dwóch lat w Rwandzie czas Bożego Narodzenia zbiega się z wakacjami szkolnymi. Dzieci i młodzież kończą szkołę na początku listopada, rok szkolny zaczyna się zaś na początku stycznia. W naszej wiosce można zauważyć ich wakacyjny powrót do rodzinnych domów poprzez kilka sytuacji:
Chłopcy i dziewczyny uczący się w szkole średniej mają w wiosce pewien prestiż. Pozostali, którzy nie mają tej szansy, trzymają się raczej na uboczu. Dziewczyny „szkolne” trzymają się razem, w swoich grupkach chodzą po wodę (w wiosce jest kilka publicznych ujęć wody; nikt nie ma wody w domu). Chłopcy próbują zagadywać po francusku. To ich wyróżnia spośród basigaye mu rugo (tych, którzy pozostali w domu). Choć, teoretycznie, językiem nauczania w szkole średniej jest francuski, to jednak w praktyce jedynie uczniowie starszych klas używają go w miarę poprawnie. Normalnie językiem kontaktowym dla wszystkich jest kinyarwanda. Bardzo dobrą rzeczą jest kontakt listowny między dzieckiem a umugiraneza (dosłownie: czyniący dobrze) z Polski. Czekają na te listy. Niektórzy w czasie wakacji pytają po kilka razy czy do nich jest list; zwłaszcza kiedy kolega lub koleżanka obnosi dumnie kopertę z Polski. Doręczać im listy mogę tylko wtedy, kiedy są w rodzinnym domu. Tutaj poczta funkcjonuje nieco inaczej, nie ma listonoszy, nie ma ulic ani numerów domów. Urzędy – nazwijmy je tak – pocztowe są tylko w miastach. A w nich rzędy ponumerowanych skrytek pocztowych. Właścicielami skrytek (płatnych) są z reguły instytucje, urzędy, parafie, rzadko, bardzo rzadko, osoby prywatne. Zabieramy więc te listy z naszej skrytki na poczcie w pobliskim miasteczku Ruhengeri, po czym listy te cierpliwie czekają na adresatów, którzy pojawiają się w wiosce trzy razy w roku (listopad-grudzień wraz z Bożym Narodzeniem, Wielkanoc i przerwa między drugim a trzecim trymestrem w sierpniu). Potem następuje ceremoniał odpisywania. Wielu z nich szuka pomocy wśród starszych kolegów czy koleżanek, nieraz list tworzy kilka osób. List pisany jest po francusku, a przecież tylko niektórzy z nich potrafią się nim posługiwać. Proszę więc się nie zrażać długim nieraz czekaniem na list z Rwandy... Niech oczekiwanie na listy z Afryki, połączone w tych ostatnich dniach roku z oczekiwaniem na Boże Narodzenie – dla wierzących bardziej i mniej – będzie czasem odnajdowania w sobie i innych iskier dobra i nadziei, które rozgrzeją serca w zimowe dni ośnieżonej z pewnością Polski. Ryszard Kusy, MIC ![]() Karama, Boże Narodzenie 2006 Kochani Rodzice! Bóg tak stworzył serce człowieka, że wypełnia je głęboka tęsknota za miłością. Człowiek jest stworzony z miłości i przeznaczony do miłości. Kochani Rodzice, Wy włączacie się w sposób szczególny w tę misję objawiania Bożej Miłości dzisiejszemu światu poprzez czynne zaangażowanie w akcję „Watoto”. To dzięki Wam, na twarzach wielu dzieci z Karama pojawia się spontaniczna radość. Ważna jest Wasza pomoc materialna, ale jest jeszcze coś o wiele cenniejszego, co te dzieci od Was otrzymują, a mianowicie poczucie, że są kochane, że są ważne, że jest ktoś kto o nich myśli i za nich się modli. Ileż szczęścia i radości widzę na buziach tych dzieci, które otrzymały list od swoich Opiekunów z Polski; list ten jest przechowywany w domu jako cenny skarb, a zdjęcie jest powieszone na centralnym miejscu! Staram się dopilnować, żeby każde dziecko, które otrzymało list, jak najszybciej odpowiedziało swoim Rodzicom. Przepraszam z góry, że te listy nie zawsze dochodzą na czas. Dzieci czasami zapominają, a o wiele częściej po prostu nie wiedzą jak się pisze listy, bo kultura Rwandy jest bardziej kulturą słowa niż pióra. Dlatego bardzo proszę, Drodzy Rodzice, nie gniewajcie się na Wasze dzieci, nie zniechęcajcie się. To, że dzieci nie zawsze piszą, to nie znaczy, że o Was zapomniały albo że nie są wdzięczne. One Was zachowują bardzo głęboko w swoim sercu i często modlą się za Was. Miesiąc temu poprosiłam wszystkie dzieci, aby napisały list świąteczny do Rodziców z Polski. Niektóre dzieci już mi przyniosły list, ale większość z nich jeszcze pisze. Dlatego proszę Was, Kochani Rodzice o cierpliwość. Każdy z Was otrzyma wkrótce list od swojego dziecka, choć może nie wszystkie listy dotrą do Was na Święta Bożego Narodzenia. Kochani Rodzice, niech pokój Bożej Dzieciny gości w Waszych domach i w Waszych sercach, a Jego nadzieja niech Wam przyświeca jak Gwiazda Betlejemska na każdy dzień Nowego Roku 2007. W duchowej łączności i z darem serdecznej modlitwy u żłóbka Pana Siostra Katarzyna Grzybowska ![]() Gdzieś w Afryce:Afrykańskie Boże NarodzenieNa przełomie XIX i XX wieku do pewnego kraju położonego w Afryce zaczęli docierać misjonarze. Wraz z nauką podstawowych prawd wiary i towarzyszącym temu chrztom, misjonarze przekazywali również niektóre chrześcijańskie obrzędy i zwyczaje, starając się je zinkulturyzować, to znaczy wpisać w lokalną kulturę, zachowując równowagę między wiarą chrześcijańską a miejscowymi wierzeniami i tradycją. Do najważniejszych dni w roku, tak liturgicznym, jak i kalendarzowym, należy wspominanie dnia narodzin Jezusa Chrystusa – Boże Narodzenie. Zobaczmy jak ten dzień wygląda dzisiaj w chrześcijańskiej rodzinie w pewnym afrykańskim kraju. Tego dnia rodzina stara się być w komplecie; uczące się w mieście dzieci robią wszystko, aby na Boże Narodzenie być w domu. Dzień wcześniej dzieci zdobią „salon”, główne pomieszczenie domu czy chaty, rozwieszając girlandy i łańcuchy z liści mango lub palmy. Bogaci kupują w sklepie lub wiejskim butiku „europejskie” elementy wystroju. Niektórzy przygotowują też małe „szopki”, które umieszczają na honorowym miejscu w głównej izbie. W bożonarodzeniowy poranek wszyscy, a zwłaszcza młodzi, starają się wstać jak najwcześniej, aby być pierwszymi składającymi świąteczne życzenia, gdyż adresat pierwszych życzeń jest zobowiązany podziękować za nie małym prezentem. Często kobiety już wcześnie rano przygotowują za domem, w ich afrykańskiej kuchni, na trzech kamieniach, małe pączki – ulubiony smakołyk nie tylko najmłodszych – aby być gotowymi na podziękowanie za pierwsze bożonarodzeniowe życzenia od swoich dzieci i sąsiadów. Składanie życzeń trwa również po mszy świętej, na którą przychodzą prawie wszyscy, także ci, którzy normalnie „omijają” kościół, nie wyłączając chrześcijan innych wyznań, a nawet członków sekt – w przypadku, kiedy brak na miejscu ich pastora. Do kościoła wszyscy przychodzą ubrani odświętnie, a dzieci – obowiązkowo! – w nowych strojach. Ponieważ w Afryce dzieci rzadko otrzymują w ciągu roku nowe ubrania, dzień Bożego Narodzenia jest przez nie oczekiwany z utęsknieniem, gdyż nawet w najbiedniejszych rodzinach rodzice starają się dać dziecku nowe ubranie, w którym będzie chodzić cały następny rok. Rodzice starają się, aby to nowe ubranie było „kompletem”, to znaczy spodnie lub spodenki i koszula powinny być w tym samym stylu i kolorze. Takie dziecko maszeruje do kościoła tym raźniej, jeśli w domu otrzymało prezent, który zabiera ze sobą na mszę świętą, aby go pokazać Panu Jezusowi w żłóbku, i innym dzieciom przy okazji... W procesji z darami dzieci składają swoje prezenty przy żłóbku, aby mały Pan Jezus nie nudził się w czasie mszy świętej... Dziewczynki niosą lalki (jeszcze nie rozpakowane z folii; lalki będą tak „chronione” przez wiele dni, aby się nie zabrudziły), chłopcy zaś, najczęściej, plastikowe samochodziki (nie tylko misjonarze zachęcają, aby nie kupować chłopcom pistoletów-zabawek, które mogą niewłaściwie wpływać na ich rozwój i postrzeganie świata). Po południu rodzina zbiera się na wspólny posiłek. Choć spokrewnione ze sobą rodziny raczej tego dnia się nie odwiedzają spędzając świąteczny czas we własnym gronie, to jednak wujkowie nie zapominają o dzieciach brata lub siostry i posyłają im (wysłannikiem jest z reguły jedno z jego własnych dzieci) prezenty: żywność, zabawki, pieniądze. Bożonarodzeniowy posiłek w dużej mierze jest zasługą męskiej głowy rodziny. Ojciec (lub starszy z braci) w wigilię lub nawet kilka dni wcześniej wybiera się do lasu na polowanie lub nad rzekę na połów ryb (dawniej łowienie ryb było zajęciem raczej kobiecym). Opisywany kraj jest bogaty w dziczyznę i ryby. Łowieckim trofeum jest najczęściej antylopa, małpa lub jeżozwierz, czasami wąż boa. Mięso tego dnia jest podawane, jeśli kogoś na to stać, z ryżem (ryż jest droższy, więc tym samym bardziej „świąteczny” niż codzienny afrykański maniok lub słodkie pataty), któremu towarzyszy pikantny (bardzo pikantny!) sos z orzeszków arachidowych. Tradycyjnym napojem jest wino palmowe, alkoholowy napój o słodkawym smaku i kolorze rozcieńczonego mleka, które jest jednak wypierane, zwłaszcza w dni świąteczne, przez normalne, komercyjne piwo I jeszcze jedno: nie ma tu (nawet tego dnia) śniegu, nart, łyżew, nie ma Lulajże Jezuniu, rozlegają się za to w tropikalnym lesie śpiewy ptaków, małpy psocą na krańcach gałęzi, z chat dochodzi radosny gwar, a ze skleconych z patyków i gliny kuchni snuje się leniwy dym, spleciony w braterskim uścisku z zapachem pieczonego jeżozwierza w sosie arachidowym – i pośród tego ludzkiego, afrykańskiego krajobrazu rodzi się Ten, Który Był, Który Jest i Który Przychodzi. Ryszard Kusy, MIC ![]() Buriacja (na Syberii):Drodzy Dobrodzieje! Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus... Pragnę Was serdecznie pozdrowić z dalekiej Syberii, w tej chwili już prawdziwie zimowej i mroźnej. Zima syberyjska przyszła do nas niedawno. Prawie do połowy listopada było w miarę ciepło na ulicy, bywał mróz, ale nieduży. Chociaż pierwszy śnieg spadł już na początku września, a więc lato u nas było bardzo krótkie w tym roku (tylko trzy miesiące, bowiem jeszcze w czerwcu były przymrozki). Po pierwszym wrześniowym śniegu była złota jesień, ale krótko. Mróz przyszedł tak nagle i niespodziewanie, że wiele warzyw na działkach ludziom pomroził, nie oszczędził również i naszych pomidorów, które miałyśmy w tunelu, a były bardzo ładne, największy ważył 70 dkg. Teraz przygotowujemy się do Bożego Narodzenia, w tym roku dzieci ze Stowarzyszenia Polskiego przygotowują Jasełka, mają pokazać je w dzień Bożego Narodzenia w kościele. Nasze dzieci parafialne dołączą do nich, niektóre uczą się wygrywać kolędy na flecie, nieźle im to idzie. Natomiast do świetlicy od 1 września przychodzi dużo dzieci. Na początku roku szkolnego była akcja wypożyczania i kupowania nowych książek do szkoły, niektórym trzeba było kupić tornistry i przybory szkolne, buty czy inne rzeczy. Dla części dzieci rozpoczęcie roku szkolnego i nauki było radością, dla większości to problem – znów trzeba się uczyć! Ile trzeba było tłumaczyć i prosić, że bez wykształcenia nic w życiu nie zrobią. Kilkoro trzeba było szukać w domu rodzinnym, przypominać że już rozpoczął się rok szkolny. Do każdego dziecka trzeba podchodzić indywidualnie. My stawiamy warunek – jeśli dzieci chcą przychodzić do świetlicy, muszą chodzić do szkoły. Dzięki Waszej pomocy finansowej mogłyśmy tym dzieciom kupić najpotrzebniejsze rzeczy do szkoły, niektórym dzieciom opłaciłyśmy gorący posiłek w szkole, innym kupujemy artykuły spożywcze i dajemy do domu, są i takie dzieci które dożywiają się u nas. Teraz, kiedy rozpoczęła się zima, znów jest akcja kupowania ciepłych butów zimowych, kurtek, rękawic, aby te dzieci nie zamarzały chodząc do szkoły. W tej chwili mieszka u nas jedna dziewczynka, ponieważ w domu rodzinnym wszyscy piją. Ona nie ma miejsca aby się położyć spać, ponieważ kolejna ciotka czy wujek, doprowadzili się do takiego stanu, ze nie mogą się ruszyć. Patrząc na takie sytuacje serce się kraje. Dobrze że mamy możliwość, aby dzieciaki z takich rodzin chociaż przez jakiś czas mogły pożyć u nas, w normalnych warunkach. Przychodzą również do świetlicy i takie dzieci, które nie mieszkają w domu, nie chodzą do szkoły; z nimi praca jest trudna i wymaga czasu i cierpliwości. Na początku listopada dzieci miały ferie jesienne, przez tydzień czasu. Przychodziło ich do nas bardzo dużo. Organizowałyśmy dla nich zajęcia w świetlicy, jak również byliśmy razem w Muzeum Przyrody Buriacji, gdzie jest nowa wystawa. Chodziliśmy na wycieczki, które teraz dzieci bardzo miło wspominają. Dzieci, które przychodzą do świetlicy, nie pochodzą z rodzin katolickich, w większości nie mają do czynienia z żadną religią. Niektóre były tylko ochrzczone w cerkwi prawosławnej. Dla nich organizujemy raz w tygodniu katechezę Biblijną. Taka katecheza cieszy się wielkim zainteresowaniem u dzieci. W parafii pojawili się nowi parafianie, niektórzy przygotowują się do sakramentów św. Od wakacji działa grupa AA, która zbiera się kilka razy w tygodniu w salach przy kościele. Ciekawostką dla naszej parafii jest to, że na Mszę św. każdego dnia przychodzą mężczyźni. Nieraz jest ich spora grupa – to nasi parafianie. Kiedy odwiedzają nas księża z sąsiednich parafii, bardzo się temu dziwią – w innych parafiach przychodzą przeważnie starsze kobiety na Mszę św. Kiedy przed zimą zorganizowałam akcję mycia okien w kościele – a potrzeba dość wysoko wchodzić po drabinie – oczywiście przyszli sami mężczyźni, oni myli okna, sprzątali. Również prężnie działa Ochrona Życia Poczętego przy parafii, która uchroniła niejedno poczęte życie. Drodzy Dobrodzieje! Na zbliżające się święta Bożego Narodzenia, pragnę Wam życzyć, aby w Waszych sercach i rodzinach zagościł Boży pokój i miłość, ponieważ Bóg nas umiłował. Niech radość płynąca z Betlejemskiej Nocy będzie radością na każdy dzień Nowego 2007 Roku. Z modlitwą przy żłóbku s. Bernadetta Gratkowska OP Poprzednie lataPoniżej prezentujemy zdjęcia z Rwandy i Kamerunu z poprzednich lat. Przed Bożym Narodzeniem rwandyjskie dzieci własnoręcznie wykonały szopki, zaś do każdej z nich włożyły symboliczne dary – kilka ziarenek fasoli, naczynko z odrobiną wody. Warto zauważyć: to nie dzieci otrzymują dary (jak u nas), ale same je przygotowują i ofiarowują Bożej Dziecinie. ![]() Pierwsza nagroda w konkursie na najpiękniejszą szopkę ![]() ![]() ![]() A to już Kamerun – siostra Nikola (Elżbieta Wójtowicz) z dziećmi: ![]() W razie jakichkolwiek pytań – prosimy o kontakt: tel.: 22 756 58 50 lub 505 44 99 15 Więcej informacji o fundacji – w tym adres siedziby, numer konta itp. – znajdą Państwo pod zakładką O fundacji. Niniejsza witryna www jest – oprócz wpisów w urzędowych bazach danych, facebookowej strony fundacji www.facebook.com/fundacja.watoto oraz okresowo aktualizowanej przez fundację informacji w bazie portalu ngo.pl – jedynym w Internecie oficjalnym źródłem informacji o działalności fundacji Watoto – Dzieci Afryki. Fundacja nie ponosi odpowiedzialności za informacje na innych stronach (witrynach) www. Wszystkie zamieszczone w ramach niniejszej witryny materiały (tekstowe, wizualne i dźwiękowe) objęte są prawami autorskimi. Osoby, które chciałyby je wykorzystać (na swojej stronie www lub w inny sposób), powinny uzyskać zgodę administratora niniejszej witryny – kontakt: webmaster@DzieciAfryki.org. |